Za oknem zima, miło więc wrócić pamięcią do ciepłych dni. Ostatnia moja podróż zagraniczna odbyła się wiosną zeszłego roku. Wędrowałam wtedy po dawnym Królestwie Neapolu, ale nie zdążyłam opisać jeszcze wszystkich zwiedzonych wtedy miejsc, więc z chęcią wracam. O samym Neapolu przeczytacie tu: https://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/search/label/Neapol
|
Wezuwiusz widziany z autostrady |
Dziś o wulkanie strzegącym miasta, a zarazem zagrażającym okolicznym mieszańcom, czyli o Wezuwiuszu. Zacznijmy od zwiedzania go przez Mickiewicza. Poeta miał tę okazję 1 czerwca 1830 roku. W towarzystwie Antoniego Edwarda Odyńca i trzech innych współtowarzyszy wspinał się na szczyt wulkanu przez półtorej godziny (nam to zajęło godzinę, ale do pewnego momentu podjechaliśmy samochodem). W XIX wieku można było za to zejść do krateru, co dziś jest zabronione. „Byłem w kraterze Wezuwiusza nad samą paszczą i zajrzałem w gardziel, w jego ogniu zapaliłem laskę i cygaro.” – pisał Mickiewicz do Franciszka Malewskiego, filomaty i przyjaciela z czasów wileńskich. Z relacji Odyńca wynika, że poeta, zobaczywszy Wezuwiusz po raz pierwszy jeszcze z daleka, zdjął czapkę, aby oddać cześć temu cudowi natury. Ze szczytu wulkanu podziwiali Zatokę Neapolitańską i sam Neapol.
Sześć lat później, również w czerwcu, wspiął się na Wezuwiusz Juliusz Słowacki. Przyglądał się mu bacznie już z okien neapolitańskiego pokoju. Wiemy to z listów do matki: „Od piętnastu już dni siedzę w oknie moim, na ulicy św. Łucji, w Neapolu, patrząc na błękitne morze, na Wezuwiusz, na Neapol ciągnący się w półokręgu na lewo, w dzień biały, w nocy jaskrawy tysiącem świateł. (...) Zachwycony jestem Neapolem, nigdy przedtem nie miałem wyobrażenia o Neapolu – nie wiedziałem, jak ten Wezuwiusz stoi na straży z boku zatoki, otoczony u spodu białym wieńcem małych domków – nie wiedziałem, że można mieszkać o 12 kroków od brzegu morskiego i mieć morze dziedzińcem domu swojego, a Wezuwiusz latarnią stojącą u bramy”.
|
Wezuwiusz od strony morza
|
„Kiedy patrzę na Wezuwiusz i na białe domki u stóp jego nad morzem, myślę, że można byłoby w jednym z tych domków szczęśliwe pędzić życie – trzeba by tylko z trzykroć majątku. Wtenczas ty, moja droga, miałabyś mieszkanie z ogródkiem pełnym róż, tulipanów i anemonów – ja miałbym także cichą i żaluzjami zielonymi zasłoniętą pracownią, łódkę z białym żagielkiem na morzu, konia – a potem może miłą i dobrą żonę, różowe dzieci – a potem niechby choć popiół przysypał nasze grobowce.” – pisał do matki.
|
Widok z Wezuwiusza na Neapol |
Na Wezuwiusz wszedł wraz z czwórką przyjaciół. Wybrali się pod wieczór, drogę oświetlając sobie pochodniami. Nocowali w domku pustelnika, znajdującym się tuż przed samym szczytem, tak by obserwować wschód słońca:
„(...) przed wschodem słońca ruszyliśmy dalej. Trudno się było drapać po osypującym się popiele, ale widok roztrzaskanego szczytu Wezuwiusza wynagrodził nam trud podjęty. Nic piękniejszego, jak ten piekielny obraz żużlowych skał. Niektóre czerwone się wydają jak ogień, inne złotym kolorem siarki umalowane błyszczą od wschodzącego słońca, z niektórych miejsc wydobywają się białe kosmyki dymu. Dalej ogromna przepaść krateru, cicha teraz i połykające rzucane w nią kamienie z ogromnym hukiem. Gdzieniegdzie żużle jeszcze gorące i ciepłe powietrze z ziemi wydobywa się jak z pieca. – Z tej równiny żużlowej widzieliśmy wschód słońca. Nieraz już ta gwiazda zastawała mnie na szczytach gór. Może już mnie zna z twarzy witając mnie tak często pierwszego na ziemi.”
|
Neapol widziany z Wezuwiusza |
Przyznawał się matce do wyobrażeń, których nie powstydziłby się współczesny twórca horrorów:
„Na wulkanie przychodziły mi do głowy różne dziwaczne myśli. Na przykład – myślałem sobie, że nie byłoby cudem wielkim przyrodzenia, gdyby trumny złych ludzi, zakopane w ziemi, przerzynały się przez nią jak strumienie i wpadały podziemnymi drogami do żaru wulkanicznego”. Kiedy pod koniec czerwca na miesiąc przeniósł się do Sorrento, znów widział wulkan z okna wynajętego mieszkania. Matce przesłał oryginalną pamiątkę z Wezuwiusza: „wanienkę z lawy na łzy po Julku”.
|
Droga na szczyt wulkanu |
Do Teofila Januszewskiego pisał:
Patrzałem na Wezuwiusz, aż po lawy ścianie
Drący się księżyc wejdzie, na kraterze stanie
I stamtąd białe czoło obróci do świata.
Tak zrodzone na grobie dziecko twego brata,
Któremu pierwsza grobu lilia rówieśniczką,
Zamyśloną na ludzi spojrzało twarzyczką
Z cichej ojca mogiły… Gdzie nasz lazurowy
Golf? i ciche przy białym księżycu rozmowy?
|
Jeszcze trochę do krateru... |
Trzeci z wieszczów, Zygmunt Krasiński, zobaczył Wezuwiusz wiosną 1835 roku. Miał wtedy zaledwie dwadzieścia trzy lata i kochał się w mężatce, Joannie Bobrowej. Przesyłał jej kwiatki zerwane u stóp wulkanu. Ja szukałam tam czterolistnej koniczyny.
|
Koniczyna (czterolistna!) na zastygłej lawie |
Nowy Rok 1839 witał z ojcem w blasku niezwykłych petard wydobywających się z krateru Wezuwiusza. 19 stycznia tak relacjonował ten wybuch Konstantemu Gaszyńskiemu:
„Byłem na Wezuwiuszu podczas wybuchu i takem sobie oczy popsuł, że nie wiem, kiedy do miary swej przyjdą. Ale prawda, że piękny był widok: kitą dymu się odział i rozpuścił ją w poprzek nieba w kształt wiejących piór hełmu nad całą zatoką. Księżyc to za nią się chował, a wtedy czarno i czerwono było na ziemi, wtedy piekło, bo płomienie buchały z krateru, to zza niej się wychylał, a wtedy cała przestrzeń słodką barwę czystego światła przybrawszy, wydawała się jako pole bitwy, na którym potęgi anielskie, dziewicze, szatana pokonały. Co kilka minut taka odmiana następowała”.
|
Krater Wezuwiusza |
Na koniec warto dodać, że i czwarty z naszych największych romantyków wspiął się na szczyt Wezuwiusza. Cyprian Norwid, zakochany w Marii Kalergis, nie liczył się ze stanem swego zdrowia i finansów. U jej boku (oraz innych adoratorów) zwiedził okolice Neapolu w 1845 roku. Sam wulkan nie zrobił na nim takiego wrażenia, jak zasypane przez lawę Pompeje. Ale o tym następnym razem.